The bucket list
W angielskim jest takie ladne powiedzenie, jesli ktos odszedl na zawsze mowi sie o nim/niej “kicked the bucket”. Jesli ktos dopiero przymierza sie do odejscia, przedtem chcialby jednak spelnic co mu sie marzy, odwiedzic miejsca w, ktorych nie byl, ale bardzo chcialby byc, lub odwiedzic miejsca w ktorych byl, ale tak mu sie podobaly, ze chcialby raz jeszcze, chcialby dokonac tego, co mu po glowie chodzilo od dawna i jak dotychczas, z
roznych wzgledow nie mial okazji, to wszystko przyjelo sie nazywac “bucket list” czyli sprawy do zalatwienia przed.
Mam swoja bucket list, ktora z uwagi na wzgledy finansowe i rozne inne wzgledy rozlozylem nieco w czasie i bede realizowal w miare mozliwosci. Zaczynam od pojutrza, wylatuje na wymarzona przeze mnie podroz po Europie z probowaniem najcudowniejszych win swiata w Burgundii, uczestnictwem w October Fest i piciem piw monachijskich, zwiedzaniem browarow Amsterdamu i piciem piw holenderskich i belgijskich, przypomnieniem sobie win wegierskich i upijaniem sie nimi na stokach Gory Gelerta i w niezliczonych
borkosztolo (jakkolwiek to sie pisze). W miedzyczasie bede pil przerozne
polskie wodeczki, zwiedzal muzea, odwiedzal i ogladal koscioly stare i
zaniedbane, rozne cmentarze i wszelkie mozliwe starocie. Bede w Bieszczadach, bede odwiedzal stare cerkiewki, ktore widzialem ostatni raz we wczesnych latach 70tych, zobacze po raz kolejny Krakow, Gdansk, Wroclaw.
I to jest dopiero poczatek listy, na rok 2015 jestem juz zabukowany na cos jeszcze cudowniejszego, doglebne poznawanie win Bordeaux i Rioja, a jesli do tego czasu nie eksploduje od nadmiaru alkoholu, watroba lub
nerki nie odmowia mi posluszenstawa, wybiore sie z moja pania na motocyklowa tour Los Angeles-Chicago (Route 66) z drobnym odejsciem do Nappa Valley i probowaniem win kalifornijskich no i sluchaniem bluesa w Chicago w klubie Buddy Guy’a (ktorego kocham miloscia niespelniona od lat ponad 30tu). Takie sa plany, co mi sie uda zrealizowac jest jeszcze sprawa otwarta. A gyby dobry Bog zachowal mnie przy wzglednym zdrowiu i nie wyzbylbym sie zupelnie pieniedzy (w ostatecznosci moge sprzedac dom), na liscie do odwiedzenia sa jeszcze New Orleans w czasie Mardi Gras, jazzowe kluby Nowego Yorku i juz zupelnie na koniec cruise Ohio i Tennessee z doglebnym zwiedzaniem Bourbon distilleries.
To wszystko nalezy do tzw spraw do zalatwienia, jak duzo uda mi sie zalatwic jest sprawa otwarta, ale chociaz mam cos co mnie napedza, co mnie udraznia, co powoduje ze ciagle zyje. Gdy juz przestane marzyc o tych miejscach, mozecie byc pewni, juz mnie nie bedzie.